piątek, 26 sierpnia 2011

Power



                   
                                                                 Kanye West - Power
   

Nie jestem Carrie Bradshaw z "Seksu w wielkim mieście", ale w jej stylu byłoby napisanie jakiegoś frapującego pytania na tematy damsko-męskie. Na przykład: "Czy lepiej jest zdobywać, czy być zdobywaną?". Przydałaby się też metafora, a więc jeśli można zadane pytanie odnieść do kupowania ubrań to na pewno ten długo i z trudem "łowiony" ciuch przynosi większą przyjemność, niż ten złapany w biegu. Tak było z moją galaxy dress. Motyw jest już bardzo oklepany, jednak nie zmniejszyło to mojego zainteresowania tą sukienką, a że od początku ciężko było ją dostać, zarówno przez cenę i dostępność w sklepach, apetyt rósł. Aż w końcu się udało i wiecie co... absolutnie spełnia moje oczekiwania. Stopień trudności zrobienia stylizacji wzrósł, gdyż widziałam już ją u kilku bloggerek (na szczęście wykupiłam ostatnią :P), a wzorzystość materiału w pewnym stopniu ograniczyła pole manewru. Nie chciałam także, aby wyglądała na strój "na jedną imprezę"... Dlatego założyłam do niej jeansową kamizelkę, co miało dodać więcej pazura stylizacji i nadać luźnego akcentu. Kontynuując temat chyba jednak nie obędzie się bez uczucia ambiwalencji, bo jak dobrze by zwycięstwo po trudach nie smakowało (np. zakupy w secondhandach - dla mnie to maraton i wyciskacz energii), zawsze łatwiej będzie sięgnąć po to co jest dostępne od ręki np. w sieciówkach. Cięcie jakości, zabijanie finezji? Być może, ale zawsze można udać, że nic się nie widziało, nie słyszało i nie mówiło...

Korzystając z okazji, zapraszam Was na naszego facebooka - będzie nam miło, jeśli dołączycie, a Wy zawsze będziecie na bieżąco z nowymi postami :)


I am not Carrie Bradshaw from "Sex and the City", but it would be her style to write some compelling question of male-female issues. For example: "Is it better to chase after somebody or be chased by someone?". I should use a metaphor, so if I can refer to buying clothes, an item chased long and with difficulty brings more pleasure than the one caught on the run. So it was with my galaxy dress. The theme is already trite, but it didn't diminish my interest with this dress. It was hard to get it from the beginning, because of both the price and availability in the stores, so the appetite grew. I finally bought it and you know what... it absolutely meets my expectations. Creating an outfit wasn't easy because I've already saw this dress on several blogs (luckily I bought the last one in stock ;P), and the pattern, to some extent, limited the room for maneuver. I also didn't want it to look like a “one party dress”. So I put on my denim vest, which hopefully added more "claw" and gave a relaxed accent. Continuing on, we probably can't do it without feeling of ambivalence. Victory tastes good after a strenuous hunt (eg. shopping in vintage shops - for me it's a marathon and energy sucker), but it will always be easier to reach for what is readily available, eg. in high-street shops. Cutting quality, killing finesse? Perhaps, but you can always pretend that nothing was seen, heard and spoken ...


Taking the opportunity, I invite you to our facebook page - we will be glad if you join, and you will always be up to date with new posts :)







sukienka/dress - motel rocks
kamizelka/vest - mogadishu
buty/shoes - zara
pierścionek/ring - asos





piątek, 19 sierpnia 2011

Coconut dreams



Z czym najczęściej kojarzą się wam wakacje? Ja gdy zamykam oczy, przenoszę swoje myśli do świata, gdzie chodzę bosymi stopami po ciepłym piasku, po twarzy muska mnie słońce, przed oczami rozpościera się niekończąca się turkusowa woda z białymi bałwanami, a gdzieś w pobliżu szukam miejsca w cieniu palmy kokosowej… no właśnie i te kokosy śledzą mnie wszędzie! Jak balsam do ciała, to kokosowy, lody zawsze kokosowe, ostatni urodzinowy tort – kokosowy, ulubiony baton – Bounty, jogurt – tylko z kawałkami kokosa. I dopiero, jak zobaczyłam tę torebkę na Ibizie, uświadomiłam sobie, że żyję w kokosowym śnie, a możliwość spakowania telefonu i portfela do kokosa jest w 200% „moje”! Chociaż, gdy otworzę oczy, świat wygląda trochę szarzej, mój kokos idealnie komponuje się w miejskiej dżungli. A skoro są wakacje, kokosy i plaża, nie może zabraknąć ideału z mojego dzieciństwa… Peter Andre i pierwszy sześciopak, w którym się zakochałam!


What do you usually associated holidays with? When I close my eyes I move my thoughts to the world, where I walk barefoot on hot sand, the sun gently touch my face, in front of my eyes stretches the endless turquoise water with white waves, and somewhere near I look for a place in the shade of coconut palms… and so those coconuts follow me everywhere! If body lotion, only coconut, ice cream always coconut, last birthday cake – coconut, a favorite bar – Bounty, yoghurt – only with pieces of coconut. And just when I saw this bag on Ibiza, I realized I live in a coconut dream, and the possibility to put my phone and wallet into the coconut is 200% “Me”! Although, when I open my eyes, world looks a little gloomy, my coconut goes perfectly in the urban jungle.  And since there are holidays, coconuts and beach, can’t miss the ideal of my childhood… Peter Andre and the first “six-pack” in which I felt in love!
















top - Vintage
biała bluzka/white shirt - SH
marmurki/acid trousers - C&A
buty/shoes - Zara
kokos/coconut bag - hippy market Ibiza



niedziela, 14 sierpnia 2011

Vertically challenged


Przez całe życie myślałam, że sukienki maksi pasują tylko do długonogich żyraf, a nie do takich skrzatów jak ja (163cm!). Eksperymentalna natura zaprowadziła mnie jednak do przymierzalni z tym oto wynalazkiem i, zupełnie paradoksalnie, okazało się, że sukienka do samej ziemi optycznie wydłuża sylwetkę nie gorzej niż wysokie obcasy! Zdaje się, że projektanci też dają wiarę stereotypom, bo żeby nie potykać się o własne ubranie musiałam skrócić ją o 10cm. Krawcowa była bardzo rozbawiona moim żądaniem, żeby sukienka „trochę tarzała się po ziemi” i zapoznała mnie z niebezpieczeństwem jakie stanowią ruchome schody (miała kiedyś klientkę, która przyszła z połową sukienki - drugą połowę pożarły schody). Strój jest bardzo kapryśny, w praniu kurczy się, w noszeniu rozciąga, ale pokonuje konkurencję wygodą - polecam wszystkim, i niskim, i wysokim!

All my life I thought maxi dresses suited only long-legged giraffes, not the dwarves like me (163cm!). And yet my experimental nature led me to the dressing room with this thingie and, paradoxically, it turned out that a floor-length dress optically elongates the silhouette not worse than high heels! It seems the designers also believe the stereotype because in order to prevent myself from tripping over I had to cut 10cm off of it. The seamstress was very much amused by my demand that the dress falls precisely at the ground level and warned me about the dangers escalators pose (she once had a client that came in with only a half of a dress – the other half had been devoured by the escalator). This outfit is very tricky, it shrinks in the washing and stretches while worn but it beats the competition with its comfort - you really should try a maxi dress, whether you’re short or tall!





 
sukienka/dress - H&M
kurtka/jacket - H&M
bransoletka/bracelet - Bershka
kolczyki/earrings - H&M
buty/shoes - Boot Square 
meksykanki/friendship bracelets – diy


 

wtorek, 9 sierpnia 2011

“Have you said your good-byes to the light?”




Zwykle nie kupuję ubrań specjalnie do konkretnej stylizacji. Najczęściej to co kupię trafia w moje ręce spontanicznie, kusząc mnie swoim wyglądem lub ceną (lub wyglądem i ceną - argumenty nie do odrzucenia!), a co na siebie założę okazuje się 5 minut przed wyjściem. Zważając na pogodę zmieniającą sie zawrotnym tempie planowanie stroju "dzień przed" jest dla mnie zbyt ryzykowna dyscypliną. Dlatego wykorzystałam świetną pogodę, wsadziłam do samochodu mojego fotografa (czyt. Efcz) i ruszyłyśmy na sesję. Była to świetna okazja do założenia czarnej, przezroczystej bluzki, którą niedawno znalazłam w secondhandzie! Nie mam szczęścia do perełek w tego typu miejscach, ale tym razem wzrok mnie nie zawiódł ;) przezroczyste ubrania nie królują w mojej szafie, jednak ta bluzka szczególnie przypadła mi do gustu dzięki oversizowemu wyglądowi, nieśmiertelnej czerni i zwiewnemu materiałowi. Mam wrażenie, że dzięki tej czerni i czerwieni na ustach zdjęcia wyszły bardzie mroczne niż to było w planach. Szkoda, więc, że nie spotkałam żadnego wampira do pary na jakiś zatrważający wywiad, szczególnie jeśli miałby to być Louis de Pointe du Lac... aż dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie! ;)


Normally I don’t buy clothes especially for a particular outfit. Generally what I buy goes into my hands spontaneously, tempting me with its appearance or price (or the appearance and price - arguments not to reject!) and what I wear turns out 5 minutes before leaving. Considering the changeable weather, outfit planning "the day before" is too risky a discipline for me. So I used the sunny weather, I put my photographer in my car (read: Efcz) and went to make a photo shoot. It was a great opportunity to put on a black, transparent blouse, which I had recently found in a vintage shop! I have no luck with these types of “pearls” in places like that, but this time my sight didn’t let me down ;). Transparent clothing doesn’t reign in my closet, but this blouse particularly appealed to me with its oversized look, eternal black colour and airy fabric. I feel that because of the black and the red lipstick, photos came out more dark than planned. Too bad I didn’t meet any vampire for a blood-freezing interview, especially if it would be Louis de Pointe du Lac ... a chill went down my spine ;)







bluzka/blouse – sh
spodenki/shorts – bershka
torebka/bag – h&m
wisior/pendant – new yorker
buty/shoes – bershka
pierścionki/rings – vintage, bijou brigitte
meksykanki/friendship bracelets - diy